wtorek, 26 stycznia 2010

Ferie,,,

Poprzedni tydzień był najbardziej udanym tygodniem nie tylko w roku, ale co najmniej od początku roku szkolnego. Można pomyśleć że wypad z chmarą dzieci (Kornelia...) do dziury pełną grzybów, koków i pierogów jest czymś strasznym i zatrważającym. Może tak jest, ale nie w tym wypadku. Co prawda towarzystwo pokojowe było nie ciekawe( och Kornelia...), ale nasza grupa rozwalała wszystkich. Pionierzy na stołówce, jedyni w podróży po 22 i co chwila sprośne żarty. Z żalu rozchorowałam się i siedzę teraz cały czas kichając, bez przerwy śmiejąc się do monitora. Odleciałam w inny świat, który błyskawicznie i nagle się skończył i wmawiają mi, że już się to nigdy nie powtórzy. A musi! Nie ma to jak ambitne kłótnie z panem M., miłe komplementy o złotych zębach góroli na zospie. Nawet jurowanie w jukendensie wybaczyłabym. Sunęłoby się kuligie, nawet przy tej temperaturze. Chodziłoby się po krupówkach, nawet bez śniegowych. Siedziałoby się w pokoju mimo jego specyficznych cech. A na wspomnienie pana, lecącego "na główkę", mam kolkę ze śmiechu. Czemu show can't go on?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz